Ze wspomnień o szpitalu ewakuacyjnym

Po wyzwoleniu Lublina przez Armię Radziecką i Wojsko Polskie 1944 roku, naczelne dowództwo postawiło przed Wojskiem Polskim zadanie zorganizowania w Lublinie Szpitala Ewakuacyjnego. Etatowo na 1000 łóżek. Szpital Ewakuacyjny nr 62 organizowano (…) w Gmachu Ojców Bobolanów (obecny Szpital Okręgowy). Do wymienionego szpitala personel medyczny i pomocniczy werbowany był ochotniczo oraz z przydziału (…).

W miesiącu grudniu szpital przetransportowano do Otwocka, lokalizując go w dwóch willach (…). W miesiącu kwietniu 1945 roku zaczęto przygotowywać szpital do dalszej ewakuacji i w pierwszych dniach maja 1945 roku transportem kolejowym przewieziono go do Sopot. Zakończenie wojny t.j. 9 maja zastał nasz transport w Tczewie. Po przyjeździe do Sopotu Szpital zajął budynek szkolny przy ul. Ks. Pomorskich, personel zamieszkał po przeciwnej stronie tej ulicy, w tzw. podkowie. W krótkim czasie szpital został zapełniony rannymi i chorymi. Komendantem szpitala była nadal ppłk Trawińska. Z-ca ds. Polit. Ppłk Krupiński (…). Personel medyczny i pomocniczy został w tym samym składzie w jakim był w Lublinie.

Po pewnym czasie stan rannych i chorych zmniejszał się. Dowództwo W.P. postanowiło utworzenie domu ozdrowieńców i na lokalizację tego domu wyznaczono budynek Grand Hotelu. Przystąpiono do remontu tegoż budynku uszkodzonego przez bomby, które trafiły w środek budynku do samych piwnic, polecają wykonanie remontu firmie Rudzki z Warszawy, mnie wyznaczono do nadzoru tegoż remontu. W budynku tym przeważnie przebywałem nadzorując jednocześnie uporządkowanie go od zanieczyszczeń wojennych, uporządkowując teren budynku, gdzie były jeszcze zabite konie oraz zasieki z drutu kolczastego od strony morza i leja po bombach i starej amunicji artyleryjskiej nie wystrzelonej. W czasie pobytu w Grand Hotelu znalazłem w piwnicy zasypanej gruzem i popiołem naczynia metalowe i kuchenne.

Życiorys

Urodziłem się 15 maja 1910 roku w Lublinie w rodzinie robotniczej, do siódmego roku życia byłem przy rodzicach, po skończeniu 7 lat uczęszczałem do Szkoły Powszechnej w Lublinie. Po ukończeniu szkoły w 1926 roku ze względu na ciężkie warunki życiowe wyjechałem do rodziny w woj. radomskie. W roku 1927 powróciłem do Lublina i zacząłem pracować w różnych warsztatach ślusarskich. W roku 1928 zacząłem pracować w Fabryce Maszyn i Narzędzi Rolniczych firmy Wolski i S-ka w Lublinie w charakterze pomocnika ślusarskiego do roku 1931 t.j. do zamknięcia fabryki. Potem pracowałem do lutego 1932 roku przy budowie mostu na Wiśle w Puławach. W roku 1932 zostałem powołany do czynnej służby wojskowej i wcielony 4.04.1932 r. do Kadry Zapasowej 2go Szpitala Okręgowego w Lublinie. Po ukończeniu czynnej służby wojskowej pozostałem nadal w wojsku w charakterze podoficera nadterminowego i zawodowego, kończąc przedtem szkołę podoficerską, a w służbie nadterminowej kurs dla podoficera zawodowych szkołę w Centrum Wyszkolenia Sanitarnego w Warszawie. Po ukończeniu szkoły zostałem zatwierdzony podof. zawodowym, a następnie awansowany do stopnia plutonowy. Podczas sł. zaw. byłem dwukrotnie na manewrach w 1935 r. z 10. Pułkiem Strzelców Morskich i w 1937 r. z 24 Pułkiem Ułanów. Od stycznia 1939 roku do końca kwietnia 1939 r. byłem na szkole jazdy konnej i taborowej w Dyw. Tab. w Radymnie. Po alarmie nocnym w jednostce jaki był z 14 na 15 sierpnia 1939 roku wręczono mi kartę mobilizacyjną, w której było stanowisko: sierżant szer. Kompanii Sanitarnej Nr. 201 13 Dyw. Piech. z natychmiastowym udaniem się do Włodzimierza Wołyńskiego i zgłoszenie się w tamtejszym P. Art. N. Po mobilizacji ludzi, koni i wozów, kompania załadowała się do pociągu do miejsca postoju, którym był Solec Kujawski. W Solcu jako szef kompanii miałem masę roboty, a mianowicie: kucie koni, naprawa uprzęży, naprawa wozów, wykonanie znaków tożsamości dla żołnierzy, szycie woreczków na porcję „R”. Dnia 1 września zaczęło się załadowanie do pociągu i odjazd pod Tomaszów Mazowiecki włączając się do 13. Dyw. Piech. 6 września Dywizja zagrodziła drogę na Warszawę 16 korpusowi pancernemu wojsk niemieckich. Podczas walki  zostałem przysypany na wskutek wybuchu dużej bomby, moi żołnierze wyratowali mnie lecz byłem całkiem ogłuszony i potłuczony. Z nadejściem nocy pozostali żołnierze wycofali się, ja również drogą na Warszawę. Po przejściu Warszawy patrole zbierały żołnierzy w oddziały kierując się na wschodnie tereny Polski. Brałem również udział w walce pod Krasnymstawem i w ten sposób znalazłem się na terenach wschodniej Polski. Po kampanii wrześniowej powróciłem do Lublina i 6 stycznia 1940 roku zostałem aresztowany przez gestapo i osadzony na zamku w Lublinie, po przeprowadzonych dochodzeniach, po dwóch tygodniach zostałem zwolniony wraz z innymi również zatrzymanymi. W marcu 1940 roku wyjechałem z Lublina, przebywałem w Kielcach, Ostrowcu-Świętokrzyskim oraz innych miejscowościach do lutego 1941 roku. Od 1 kwietnia 1941 roku zacząłem pracować w Spółdzielni Mleczarskiej „Pożóg” w Puławach jako kierownik sklepu nabiałowego i pracowałem do lipca 1944 roku. Po oswobodzeniu Lublina 14 sierpnia 1944 roku wstąpiłem ochotniczo do Odrodzonego Wojska Polskiego w Lublinie i przydzielony do nowo tworzącego się Szpitala Ewakuacyjnego nr. 62 w Lublinie, w którym pełniłem służbę przez cały czas wojny. Pełniąc służbę w szpitalu byłem dwukrotnie wysyłany w 1944 roku z żołnierzami jako dowódca do stacji kolejowej Jasło i na tamtym terenie pobieraliśmy bydło do wyżywienia rannych i chorych przebywających w Szpitalu Ewakuacyjnym. Pierwszy raz byłem w miesiącu listopadzie, a drugi raz w grudniu, ponieważ pobór grudniowy przeciągał się ze względu na bandy, które grasowały i trzeba było z nimi walczyć do drugiej połowy grudnia, następnie czekałem na wagony i na stacji (??)Munina przyczepiono moje wagony do transportu wiozącego paliwo, jechaliśmy tylko nocą gdyż obawa była o niebezpieczeństwo lotnicze, transport był przedłużony, po przez tereny Radzieckie, jak Kowel, Chełm do Lublina. Ja nie posiadałem ciepłego munduru, a jedynie drelichy, ogni żadnych palić nie wolno, mało się należało, a bym umarzł i to było przyczyną mojego schorzenia t.j. zapalenia nerwu kulszowego kończyny lewej. Na tą chorobę kilka razy leżałem w szpitalu oraz sanatorium. W październiku 1945 roku zostałem oddelegowany wraz z grupą roboczą do Gdańska- Oliwy, ja jako dowódca danej grupy, celem uporządkowania budynków i terenu na szpital, który obecnie jest Szpitalem Marynarki Wojennej. W początkowym okresie był to Szpital Okręgowy nr 6, potem Garnizonowy i Mar. Woj. do chwili obecnej. W wymienionym szpitalu pełniłem różne funkcje, jak kierownik Izby Przyjęć, następnie laborant oraz instruktor sanitarny, następnie pełniłem obowiązki kierownika kancelarii – jawnej, tajnej i spec. Ze względu na mały etat jaki był w szpitalu przeniesiono mnie w 1953 roku na stanowisko kierownika Składnicy Nawigacyjno Hydrograficznej Marynarki Wojennej na Oksywiu. W roku 1956 zostałem przeniesiony na własną prośbę do Komendy Portu Wojennego Gdynia-Oksywie na stanowisko pomocnika Szefa Sztabu, a potem na kierownika Sekcji Org. Ewid. W Komendzie Portu pracowałem do 1962 roku i w tym roku ze względu na nawał pracy zachorowałem na zawał serca. Po leczeniu szpitalnym, a następnie sanatoryjnym przebywałem na zwolnieniach lekarskich i po komisji lekarskiej z dn. 23.08.1963 roku zostałem uznany za niezdolnego do służby wojskowej w czasie pokoju. Rozkazem Personalnym M.O.N. nr 0514 zostałem zwolniony dnia 12.12.1963 roku. Po zwolnieniu leczyłem się, lecz z uwagi na małą emeryturę zacząłem pracować 6 stycznia 1966 roku w Polskich Liniach Oceanicznych w Wydziale Wojskowych i pracowałem do 1973 roku. Podczas pracy w PLO pracowałem społecznie w Komitecie Obwodowym nr 2 w Spocie początkowo jako członek, a następnie Przewodniczący Komitetu Obwodowego. Lecz ze względu na pogarszający się stan zdrowia, a szczególnie słuchu zrezygnowałem i z pracy społecznej.

Sopot, 2.07.1982r.

Komentarz Małgorzaty Schön (córki Wacława Przerwy)

Rodzina mojego taty Wacława Przerwy była biedna, jego ojciec był bezrobotny, było sześcioro dzieci. Jak zmarła matka to dziadek ich zostawił na pastwę losu. Dlatego temat dziadka w naszej rodzinie był tabu, o nim się nie mówiło. Więc mój tata, który miał wtedy 15 lat musiał zadbać o rodzinę, jako nastolatek. Pracował. Imał się różnych prac, miał skończoną tylko szkołę podstawową. A co mogło być najlepsze dla takiego chłopaka – wojsko. Mam taki dokument, zaświadczenie z 1928 roku dla władz wojskowych, że nie stwierdzono u niego przeciwwskazań do wstąpienia.  W czasie wojny brał udział w kampanii wrześniowej. W żadnym życiorysie ojciec tego nie pisał, ale on był w niewoli i uciekł w wiozącego ich pociągu.  Wiem, że pod Lublinem mieszkała ciotka, która pilnowała majątku. On do niej poszedł po jakieś ubranie, ale ona mu odmówiła, bo powiedziała, że państwo wrócą, więc mu nie może dać. Po dziś dzień mam prezent ślubny moich rodziców – piękną cukiernicę, którą właśnie ta ciotka im dała z okazji ślubu.  Mam też po tacie pamiątkę - szablę z napisem Bóg Honor Ojczyzna, ale niestety nie wiem kiedy on ją dostał. Mamy też czapkę rogatywkę oraz górę od munduru.

Moja mama Kazimiera (urodzona w marcu 1917 roku) też pochodziła z Lublina, tam się moi rodzice poznali. Mama stała się sierotą jak miała 12 lat. Babcia najpierw zmarła, a później pół roku później dziadek. Dzieci rozdzielono między ciotki i sierocińce. Mieli więc z tatą podobną historię.  16 lutego 1941 roku był ich ślub. Siostra mojej mamy, gdy miała 16 lat została zabrana na Majdanek. A tata dzięki temu że pracował w spółdzielni mlecznej przekupił tam takiego Niemieca, który okazał się na tyle uczciwy, że wyciągnął ciocię z Majdanka. 

W Sopocie rodzice mieszkali najpierw w tzw. podkowie przy Książąt Pomorskich, a później zostali zakwaterowani na ul. Helskiej, tam mieszkali do końca życia.

Tata zmarł w 1991 roku, a mama zmarła w 1992 roku.

Kazimierz Przerwa

Najmłodszy brat mojego taty Wacława Przerwy nazywał się Kazimierz, urodził się w 1923 roku w Lublinie. Tam skończył szkołę i gimnazjum, potem był w Puławach nad Wisłą. W 1942 roku wstąpił do partyzantki i był w niej do 1944 roku, wtedy został ranny i przewieziony do szpitala. Od 1944 do 1946 był w szpitalach. Dostał w 1945 roku Krzyż Walecznych. Mam jeszcze gazetę Polska Zbrojna z 28 stycznia 1945 roku z tamtego czasu, gdzie jest o tym informacja. Był potem w Fajsławicach koło Lublina, gdzie był ich starszy brat Stanisław. Kazik był bardzo chory, on dostał postrzał w brzuch, partyzanci nie mogli od razu go zabrać, wrócili po niego później i był w bardzo złym stanie. Więc jak mój ojciec tu przyjechał to ściągnął Kazika do szpitala do Oliwy. Od 1947 roku Kazimierz był w Sopocie, pracował w Centrali Produktów Naftowych. Chorując i będąc ciągle w szpitalu poznał pielęgniarkę, czuł się jeszcze w miarę dobrze, ożenili się i miał z nią syna Waldemara. To jest mój kuzyn, który mieszka obecnie w Warszawie. Ale żona Kazika, gdy on potem coraz gorzej się czuł zostawiła go i wyjechała do Warszawy z dzieckiem. Nie mieliśmy z nimi żadnego kontaktu. Kazik zmarł w mieszkaniu rodziców, gdy miał 27 lat. To był 1951 rok, mnie jeszcze nie było na świecie wtedy. Jego syn nie miał okazji go poznać.