luty 1952, Jan, Janina i Marek Bojanowiczowie

WSPOMNIENIA STAREGO SOPOCIANINA

Przyjechaliśmy, jak większość Sopocian  "skądś". W naszym przypadku było to Wilno, z którego wyjechaliśmy "pod dobrą datą", bo 9 maja 1945. Rodzice przyjechali w czerwcu, ja zostałem po drodze u babci. Wolnych mieszkań już nie było, ojciec jako nauczyciel dostał zgodę na zamieszkanie w gabinecie biologicznym szkoły przy ulicy Kościuszki (dziś szkoła ekonomiczna). Po miesiącu dostali przydział na mieszkanie przy ulicy Winieckiego 4, w którym mieszkała jeszcze "stara" (może miała 60 lat) Niemka - Frau Fratsh.  Przyjechałem do Sopotu w lipcu i oczywiście zaraz pobiegłem na plażę i do wody - mam ten obraz morza do dziś w oczach (miałem wtedy 9 lat). Po kilku kąpielach zagoiła mi się, jątrząca się od tygodni rana, której nabawiłem się w czasie transportu z Wilna. Chyba woda była wówczas czysta.
We wrześniu rozpocząłem naukę w 4 klasie szkoły powszechnej im. M. Konopnickiej przy ulicy Kościuszki. Było to możliwe, dzięki nauce na tajnych kursach, prowadzonych w Wilnie, przez nauczycieli polskich, w tym mojego ojca, Jana Bojanowicza. Moja matka, Janina Bojanowicz, z zawodu położna, przyjmowała porody sopockich dzieci (może są jeszcze w Sopocie dzieci "spod" jej ręki). Prawie vis a vis szkoły, na skwerku przed Urzędem Miasta, był cmentarz żołnierzy radzieckich, zabitych w czasie walk w Sopocie. Chyba w 1946 roku odbyła się exhumacja i przeniesienie zwłok na cmentarz w górnym Sopocie. Pamiętam zapach jaki roznosił się po okolicy, oczywiście chodziliśmy tam popatrzyć - niepotrzebnie. Prawdopodobnie w roku 1947 szkoła została przeniesiona na ulicę Stalina (dziś: Aleje Niepodległości). Całe wyposażenie szkoły przenieśliśmy samodzielnie – my uczniowie – czyli „naszymi rękami”. Zaangażowani byliśmy w transport wielu przedmiotów wyposażenia budynku. Ja przenosiłem szkielet z gabinetu biologicznego (z gabinetu, w którym mieszkali moi rodzice).

Mój ojciec to wieloletni przedwojenny nauczyciel szkół w Kiwercach i Wilnie, instruktor oświaty w powiecie Łuckim na Wołyniu oraz wykładowca na tajnych kursach w latach 1939-1944 w Wilnie. Po przybyciu do Sopotu podjął pracę w szkole powszechnej nr 3. Udzielał sie również społecznie. W latach 1946-47 był kierownikiem sekcji krajoznawczej Związku Nauczycielstwa Polskiego (pamiętam, że pojechałem z ojcem na wycieczkę do Łeby, do wyrzutni V1). W latach: 1946-49 ojciec był członkiem komisji dyscyplinarnej w ZNP (była to nominacja Ministerstwa Oświaty), w latach: 1946-47 członkiem komisji weryfikacyjnej  nauczycieli ZNP, w latach: 1950-53 przewodniczącym ZNP, oddziału sopockiego. Decyzją Ministerstwa Przemysłu i Handlu 4 sierpnia 1947 powstała w Sopocie Szkoła Przemysłowa i Gimnazjum Przemysłu Rybnego. W utworzenie szkoły zaangażowany był mój ojciec. To z jego inicjatywy i na skutek między innymi jego zaangażowania podjęto decyzję o stworzeniu takiej placówki. Na pierwszą siedzibę wybrano budynek szkoły powszechnej przy ul. Wejherowskiej (róg Stalina). Na początku funkcjonowała jako szkoła wieczorowa. Za namową ojca  wstąpiłem w szeregi uczniów Gimnazjum w 1948 roku. Wykładowcami byli pracownicy  Politechniki Gdańskiej i nauczyciele przedmiotów ogólnokształcących oraz doświadczeni pracownicy przemysłu rybnego. Tydzień nauki był przeplatany praktykami w zakładach przemysłu rybnego i w Centralnym Laboratorium Przemysłu Rybnego w Gdyni.
Pamiętam z tych czasów dojazdy pociągiem (oczywiście parowym) do Gdyni, gdzie w miejscu obecnej ulicy Władysława IV ciągnęły się kartofliska (w zimie kopce z kartoflami). Gdynia miała przecież wtedy dwadzieścia parę lat!!!!!
Szkoła uczyła przedmiotów ogólnych oraz technicznych, takich jak: technologia produkcji, maszynoznawstwo, rysunek techniczny, mikrobiologia, planowanie produkcji, gospodarka energetyczna przedsiębiorstwa. Dawało to dobre podstawy do pracy w przemyśle, który szybko się rozwijał , a także do dalszych studiów na Politechnice. Wielu absolwentów szkoły, w tym ja, w roku 1952 dostało się na wydział chemii. Mieliśmy tam zdecydowany „handicap”, w stosunku do kolegów z ogólniaków. W 1951 Gimnazjum decyzją władz zmieniono nazwę szkoły na Technikum Przetwórstwa Rybnego. W roku 1954 Technikum przeszło we władanie Ministerstwa Żeglugi i zostało przeniesione do Gdyni w pobliżu Szkoły Morskiej, kończąc działalność w Sopocie.

Przez siedem lat Sopot był kuźnią  dobrze wykształconych kadr dla przemysłu rybnego i floty przetwórczej Dalmoru i innych armatorów. Wysiłek ojca, włożony w organizację i tworzenie programu nauczania, spotkał się z uznaniem władz kolejnych ministerstw, o czym świadczą pisma pochwalne i nagrody, a także współpracowników i uczniów. Szkoła przyjmowała również uczniów o złych wynikach nauczania po szkole powszechnej i niepochlebnej opinii środowiskowej, którzy po ukończeniu technikum "wyszli na ludzi", skończyli studia i obejmowali wysokie stanowiska w przemyśle.

Ciekawostki z Sopotu, z czasów mojej nauki w Technikum, w latach: 1948-52:

1. Jednym z miejsc, gdzie odbywały się praktyki dla uczniów, była wytwórnia tranu
w Sopocie. Chyba mało kto z Sopocian pamięta że istniała taka wytwórnia w miejscu, gdzie potem był Sopotplast, a następnie Trefl, a dziś osiedle mieszkaniowe.  Były tam sterty beczek, widoczne z daleka, no i zapach czasem rozchodzący się wokół.

2. Uczniami szkoły była młodzież z całej Polski i dla nich utworzono internat. Mieścił się on w dawnym Dworku Myśliwskim koło Opery Leśnej, czyli tam gdzie obecnie jest Hotel Opera. Bywałem tam u kolegów niemal co dzień. Było to świetne miejsce do uprawiania sportu, bardzo popularnego wśród młodzieży. W miejscu obecnej kawiarni pod parasolami, znajdowało się boisko do siatkówki, a trochę dalej, skocznia w dal, wzwyż i o tyczce (wszystko to zrobione siłami uczniów). Jako tyczki służyły nam jakieś piki z opery leśnej. Pamiętam, że mieliśmy sporo "zabawek" z opery: miecze, hełmy itd.

W 1952 r. zakończyła się moja "młodość" w Sopocie. Zacząłem studia i pracę w Gdańsku oraz w Gdyni, ale mieszkanie przy ulicy Winieckiego ciągle "trwa". Z mieszkających tam w 1945 r. sąsiadów została tylko jedna rodzina. Druga wyprowadziła się, a inni mieszkańcy zmarli. Mamy za to dwóch nowych.


Sopot, 7.11.2014 Seweryn Marek Bojanowicz