Danuta Kamińska

Ciocia Dana od przytulania Choć sopocianką jest dopiero od 20 lat, zdążyła na dobre zapisać się w głowach i sercach mieszkańców. Zwłaszcza tych młodszych – nastolatków. Aleksandra Kozłowska

Danuta Kamińska na rozmowę zaprasza mnie do siebie. Ostatnie piętro stylowej kamienicy, świeżo wymalowany pokój: jasne ściany, drzwi w pięknych odcieniu czerwieni (malowanie to imieninowy prezentod zaprzyjaźnionej młodzieży), obok licznych zdjęć laurka z hasłem: „Ciociu Dano, jak dobrze, że cię nam dano”. U progu wita gości okrąglutki jak futrzasta piłka kot Kajtek. Jarać się filozofią -Jesteśmy w kwaterze głównej Zakonu Feniksa- wyjaśnia Danuta i proponuje herbatę. Zakon Feniksa to międzypokoleniowy fakultet olimpijski z filozofii - tworzony - jak czytam na facebookowym profilu grupy - „przez tych, którzy jarają się filozofią jak Hogwart w VII części Sami-Wiecie-Której-Książki!” I dalej: „Uczymy się, robimy #filosnapy [zdjęcia z krótkim opisem nawiązującym do idei filozoficznych], budujemy z klocków Lego, stawiamy pytania i rozwiązujemy zagadki kryminalne. Mieścimy się w wielokulturowej pracowni U3 w podziemiach II LO im. Bolesława Chrobrego w Sopocie.Zrzeszamy uczniów i absolwentów II LO, słuchaczy Uniwersytetów Trzeciego Wieku i wszystkich naszych przyjaciół oraz pasjonatów filozofii!”. Jest jeszcze wzmianka o nagrodach: „Już ośmioro naszych uczniów zdobyło tytuły finalistów i laureatów w ostatnich dwóch edycjach Olimpiady Filozoficznej.”/ A Danuta dodaje, że przez ostatnie pięć lat ok. 30 uczniów zdobyło tytuł finalisty lub laureata olimpiady. Do konkursu przygotowuje młodzież Przemysław Staroń – w II LO uczy etyki, filozofii i wiedzy o kulturze. Jest także psychologiem – wykłada w Zakładzie Psychologii Wspomagania Rozwoju SWPS, Sopockim Uniwersytecie Trzeciego Wieku i Centrum Rozwoju Jump.W 2018 r. Staroń w konkursie tygodnika „Głos Nauczycielski” został Nauczycielem Roku. - W ferie zawsze są powtórki, bo pod koniec zimowych wakacji rozgrywa się etap regionalny. Dzieciaki chciały siedzieć do późna w szkole, a panie sprzątaczki chciały iść do domu. No to mówię: „Możecie przychodzić do mnie. Mieszkam sama, miejsce jest” – opowiada Danuta. – To było jakieś pięć lat temu. Wtedy jeszcze do olimpiady szykowały się 3-4 osoby. Dziś znacznie więcej. No i zaczęli tu, do mnie przychodzić. A że w grupie było kilka osób gotujących i piekących, to przynosili różne słodkości i inne pyszności. Gdyby nie książki i notatki, spotkania wyglądałyby jak niezła impreza. Myślące Berety Danuta zna Przemka Staronia z zajęć na Uniwersytecie Trzeciego Wieku. - Na SWPS prowadził warsztaty z kreatywności. Raz robiliśmy pocztówki, innym razem rozwiązywaliśmy zagadki, układaliśmy klocki, dostawaliśmy zadania, z którymi musieliśmy sobie poradzić bez używaniasłów… Przemek prowadzi też wykłady z psychologii, religioznawstwa i etyki, a także spotkania, które nazywa „Myślące berety” - rozmowy o ważnych sprawach: polityce, mechanizmach społecznych, itp. - Raz rozmawiałam z koleżankami o wykładach Przemka – kontynuuje Danuta. – Jedna z nich, Bogusława „Bodziarek” Bartnik mówi, że byłoby fajnie gdybyśmy też uczyły się filozofii. Ja na to, że Przemek nie ma czasu, doby przecież nie rozciągnie. A ona: „No to może by połączyć seniorów z młodymi? Niech razem studiują filozofię.” Pomysł wszystkim się spodobał. Międzypokoleniowe zajęcia odbywają się we wspomnianej już wielokulturowej pracowni U3 w podziemiach sopockiej „dwójki”. – Sala jest nietypowa: stare kanapy, fotele, pufy, basenik z piłeczkami… Kto chce, może się kocem okryć, zrobić sobie herbatę... Tak się to rozkręciło, że dołączyli do nas uczniowie z innych szkół, z całego Trójmiasta. Danuta podkreśla, że Staroń nie robi z filozofii nauki smutnej czy nudnej. - Kiedy jest mowa o Leibnizu, tradycyjnie kupuje herbatniki „Leibnitz”. O filozofach mówi językiem młodzieży. A uczniowie nie boją się zadawać pytań, przyznawać, że czegoś nie rozumieją. Ja też nie wszystko z tych idei rozumiem, ale bardzo mnie to ciekawi.Zawsze ma w pamięci cytat z Platona: „Bezmyślnym życiem żyć człowiekowi nie warto”. - Filozofia uczy myśleć. Otwiera na innych, bo każdy ma prawo mieć swoje poglądy. Uczy odwagi w wyrażaniu tych poglądów. To właśnie obserwuję na tych zajęciach – ciche, nieśmiałe „myszki” nabierają śmiałości, zabierają głos, bronią swoich racji. Filozoficzne rozważania o prawdzie, dobru, pięknie potrafią przekuć w czyn. Kiedy zachorowała polonistka z „dwójki”, uczniowie nagłośnili akcjęposzukiwania szpiku dla nauczycielki. Znaleźlitrzech dawców, przeprowadzono przeszczep. Niestety organizm chorej był już tak wycieńczony, że nauczycielka zmarła. Ale wspólne działanie, chęć pomocy było dla nich niezwykłym doświadczeniem. Stereotypy padają jak muchy Przygotowania do olimpiady w mieszkaniu Danuty rzadko kończą się na samej nauce. – Część dzieciaków (nie obrażają się, że tak o nich mówię) wraca do domów, część jednak zostaje i wtedy zaczynają się prywatne pogaduchy. Raz wyszło w rozmowie, że jeden z chłopaków szuka pokoju. A ja, jak mówiłam, mieszkam sama, miałam wolny pokój. I Stefan (imię zmienione) u mnie mieszkał prawie półtora roku. A jak zamieszkał, to przychodzili do niego koledzy, koleżanki… ruch był przez cały dzień. Wiele z tych naszych relacji przełożyło się z czasem na przyjaźnie. Co daje jej ten kontakt z młodzieżą? - Oj, strasznie dużo mi daje – uśmiecha się sopocianka. – Jest zwłaszcza jedna szczególnie ważna sprawa dla obu stron:nie boimy się siebie nawzajem. Padają stereotypy. Oni widzą, że my, seniorki też potrafimy wariować, wygłupiać się, jak trzeba, to i zakląć. A my dostrzegamy w nich wrażliwych, nieraz pogubionych, dobrych młodych ludzi. Ponad cztery lata temu Danuta usłyszała zwłowieszczą diagnozę: „rak”. - I wtedy to właśnie ta młodzież dała mi niesamowitą siłę. Nie możesz, ciocia umrzeć, bojak umrzesz, to tak skopiemy trumnę, że od razu wstaniesz - usłyszałam. A po amputacji piersi: „Ciocia, masz teraz takie naturalne wgłębienie, żeby nas przytulać.”Bo ja zawsze byłam dla nich „ciocią Daną od przytulania”. A przytulenia potrzebuje każdy, bez względu na wiek. Od operacji nie może obciążać ręki. Ale zakupy trzeba zrobić, siatki przynieść. Któryś z młodych ją przyuważył: „A co to ma znaczyć? Przecież ci nie wolno! Maszmój telefon, trzeba było zadzwonić!” Awantura na całego. Takie są dzieciaki - zaprzeczenie stereotypu, że dzisiejsza młodzież to rozwydrzona, egoistyczna banda. Jak dzieci – szalejemy, biegamy… Dziś Danuta mówi, że w chorobie ani przez sekundę nie pomyślała,że może umrzeć. Nie dopuszczała tej myśli do siebie. - Chodziłam na zajęcia na UTW nawet podczas chemii. Podczas terapii tańcem byłam w stanie zrobić 3-4 kroczki, ale to były bardzo ważne kroczki. Równie ważne dla mnie, jak wsparcie koleżanek-seniorek. Terapia tańcem to chyba jej ulubione zajęcia. - Na początku czułam się jak idiotka - spięta, speszona. No bo jak to – stara baba, a przyszła sobie pofikać. Ale stopniowo przyszło rozluźnienie. W tej chwili zachowujemy się jak dzieci - szalejemy, biegamy, tańczymy. Najstarsza z nas ma 80 lat. Niezły power nam to daje. Kiedyś dzwoni telefon do naszej najstarszej koleżanki. Córka pyta czy babcia by się wnukami nie zajęła. A koleżanka: „Dziś jest środa, mam szkołę. Radź sobie sama”. Danuta chodziła jeszcze na jogę – okazała się dla niej za nudna. Na metodę na stres, na fotografię, na gimnastykę umysłu... – Uczyć się można przez całe życie. I ja właśnie to robię. Homo mama Szybko dorobiła się statusu nie tylko przytulanki, ale i powierniczki. -Mam ksywkę homo-mama. Zaczęło się od Przemka [Staroń nie ukrywa swej orientacji]. Ten, co u mnie mieszkał to też gej. Uświadomienie sobie tego faktu i jego akceptacja to dla nastolatków trudna rzecz. Są też osoby transseksualne. To dopiero dramat – czuć się jak w nie swojej skórze. Boją się o tym powiedzieć rodzicom, boją się przyznać przed samymi sobą. Często nie mają się komu zwierzyć, kościół mówi, że to grzech. Dyskryminacja? W tej szkole nie, ale poza nią różnie bywa. Chłopaczek, który u mnie mieszkał kilka razy został pobity. U mnie młodzież może być sobą. Przyprowadzić swego chłopaka, dziewczynę. Wygadać się. Strasznie im potrzeba kogoś, kto wysłucha, nie osądzi. Danuta wie o wielu prywatnych sprawach nastolatków. - Dziewczyny pytają jak wygląda wizyta u ginekologa, czy pierwszy raz faktycznie tak boli. Raz na jakiś czas muszę komuś palnąć krótkie kazanie. Trzy minuty i po gadce. Mówię o konieczności zabezpieczania się. Nie tylko przed ciążą, ale i przed chorobami wenerycznymi. Powtarzam dziewczynom: „Bez gumki nie daj się dotknąć”. - Kiedyś znajomy zobaczył u mnie ulotki - elementarne rzeczy o HIV - ciągnie ciocia Dana.– Patrzy i mówi: „Proszę, proszę. Widzę, że propagujesz wolną miłość”. A ja na to: „Po prostu nie znoszę obłudy. Hormony buzują, nie jesteś w stanie zakazać im uprawiania seksu. A skoro tak, to niech robią to mądrze.” Młodzi muszą się wyszumieć. Przecież my też szalałyśmy w ich wieku. Nieraz rozmawiają o swoich rodzinach. Niektóre tzw. dobre domy okazują się być domami pełnymi przemocy, relacje młodych z rodzicami to mocno splątane supły. Danuta tłumaczy im, że rodzice też są zaganiani, zmęczeni. – Mówię: „A może byś tak podszedł do mamy, przytulił ją i powiedział, że ją kochasz?”. Kopa w tyłek na szczęście Czego sama się uczy od młodych? - O, Jezu! Tyle tego, że nie wiem od czego zacząć. Na pewno radości życia. Ale też obsługi telefonu i komputera. Mimo że jestem osobą bardzo otwartą, uczę się też tolerancji. Bo środowisko homo to nie monolit. Są tacy, którzy przebierają się na parady, są też skromni i zwyczajni. Uczę się rozumieć i jednych, i drugich. Uczy się też nie przejmować innymi ludźmi. Widzi jak na ulicy, gdy seniorki idą w jednej grupie z licealistami - wszyscy głośni, roześmiani, cali w wygłupach przechodnie dziwnie patrzą. Ich wzrok zdaje się pytać: O co chodzi? Co to za jedni? A tymczasem sopockie starsze panie jeżdżą z młodymi na kolejne etapy filozoficznej olimpiady. Nawet na finał do stolicy. – Wspieramy ich, kibicujemy. Mamy transparenty, przebrania. Uspokajamy emocje, ocieramy łzy, gdy trzeba. Zanim wejdą na salę dostają ode mnie kopa w tyłek na szczęście. A przy okazji chodzą razem w Warszawie do teatrów. Byli m.in. na „Kompleksie Portnoya”, byli też „Niewidzialnej wystawie”, gdzie poznaje się świat niewidomych. Niezwykłe, bardzo kształcące doświadczenie. Od zawsze typ kumpla Danuta Kamińska urodziła się w Gdańsku, na Klinicznej. Dorastała we Wrzeszczu. Psychologia interesowała ją od „zawsze”. – Po maturze myślałam o studiach w tym kierunku. Ale rodzice nie bardzo byli za. Oboje pochodzą ze wsi - tata z Bieszczad, spod Rzeszowa, mama spod Łowicza. Rodzina wielodzietna, matura to już było dużo. Chłopak, za mąż i z domu. A nie jakieś studia i inne fanaberie. Mimo to spróbowała dostać się na uczelnię: na handel zagraniczny, na ekonomię. - Za każdym razem kończyło się chorobą – uśmiecha się. -Stwierdziłam, że widocznie mój organizm nie życzy sobie wyższego wykształcenia. I więcej już nie próbowałam. Ale psychologię uprawiała w praktyce. -Nigdy nie byłam typem zalotnicy. Raczej typ kumpla, do którego przychodziło się pogadać, zwierzyć, wyżalić. Zawsze wokół mnie byli ludzie. I takjuż zostało. Gdy kilkanaście lat temu zmarła żona mojego ciotecznego brata zostawiając dwie córki, stałam się dla nich drugą matką. Ubierałam je do ślubu, pomagałam we wszystkim. Potem zginął mąż jednej z nich, młody facet, ledwie 30 lat. Dziewczyna wpadła w depresję. Jeździłam do niej do Warszawy. Trzy dni tutaj, trzy tam. Jak pomogłam?Chodziło głównie o to, żeby ktoś na nią w domu czekał. I by rozmawiał. A te rozmowy były naprawdę ciężkie. Ale razem przeszłyśmy przez to. W Sopocie zamieszkała 20 lat temu, przez przypadek. - Mieszkaliśmy na Grabówku. Nieciekawa okolica, trzy rodziny trzęsły całą dzielnicą, choć reszta to przyzwoici ludzie. Chciałam uciec ze względu na dzieci. Udało nam się dostać kredyt i kupiliśmy mieszkanie tutaj. Sopot zawsze lubiłam. To bardzo luzackie miasto. Każdy typ można spotkać na monciaku. Są mordownie, ale są też eleganckie miejsca typu teatr Boto. Dodaje, że jest już prawdziwą sopocianką, bo przestała latem chodzić na monciak – za duży tłok, za głośno. – Ale bardzo lubię ten czas po majówce, do końca czerwca, kiedy robi się ciepło, ale nie ma jeszcze tłumów. Szukam wtedy w ogródkachznaków wiosny, alboidę na plażę. Siadam na piasku, by tak po prostu się „zawiesić”. Zamienićw tzw. pudełko nicości. Wspaniały stan. Bardzo potrzebny.