Alina Figarska, z domu Rychlińska
Urodziłam się 06. 03. 1921 r. na Wołyniu. Przed wojną razem z moją rodziną mieszkałam w Łucku. Kiedy wojska armii kościuszkowskiej weszły do Łucka zostałam zmobilizowana. Przewieźli nas do Żytomierza, do punktu zbornego. Chciałam iść do szkoły pielęgniarskiej. Jednak skończyłam Szkołę Oficerską dla oficerów polityczno – wychowawczych. Zdecydowałam się na to głównie ze względu na lokalizację, ta szkoła była w Łucku, więc wszystkie osoby, które miały się dalej tam kształcić przywieźli z powrotem. Naukę zaczęłam w Łucku, a skończyłam w Mińsku Mazowiecki, ciągle nas przenosili. Potem, w 10. 1944 r., przydzielono mnie do Szpitala Ewakuacyjnego nr 62 jako podporucznika, oficera polityczno – wychowawczego. Razem ze Szpitalem posuwaliśmy się za frontem. Szpital „przemieszczał się” koleją i samochodami. Od 10. 1944 r. do 02. 1945 r. stacjonowaliśmy w Lublinie, potem do 05. 1945 r. w Otwocku, wreszcie ruszyliśmy na zachód dalej. Każde kolejne przenosiny oznaczały pakowanie. Dla mnie to nie był problem, bo nic nie miałam swojego, tylko plecak i płaszcz. Ogłoszenie końca wojny spotkało nas w drodze. Dojechaliśmy do Sopotu. Nigdy wcześniej tu nie byłam. W 1938 r. byłam na wycieczce szkolnej w Gdyni, więc morze już widziałam, ale wtedy, 1945 roku, pierwszy raz byłam w Sopocie.
Szpital umieszczono w szkole na ul. Książąt Pomorskich. Cały personel szpitala zakwaterowano w kamienicach naprzeciwko szkoły, w tak zwanej „podkowie”. Personel szpitala liczył blisko 90 pielęgniarek, do tego lekarze, łącznie jakieś 150 osób. Ze względu na zbliżające się rozpoczęcie roku szkolnego Szpital musiał opuścić budynek szkoły do 01. 09. 1945 r. Nielicznych rannych, których nie można było wypuścić przeniesiono do Grand Hotelu.
Zostałam zdemobilizowana w 01. 1946 r. Postanowiłam zostać w Sopocie. Podobało mi się to miasto, zresztą i tak nie miałam gdzie wracać, Wołyń nie leżał już w granicach Polski. To był trudny okres, było ciężko, ale przeżyliśmy wojnę, to było najważniejsze, więc z tej powojennej rzeczywistości przyjmowaliśmy to co jest. Cokolwiek by się nie stało to i tak było to lepsze niż wojna. Na wszelkie problemu zawsze znajdowało się jakieś rozwiązanie. Powoli wracała codzienność. Przez pewien czas po demobilizacji mieszkałam jeszcze w „podkowie”, ale kazano mi się wyprowadzić. Przeniosłam się na ul. Bitwy pod Płowcami. Zabrałam ze sobą meble, te kilka sztuk: szafa, stół, krzesła. Z czasem tych mebli było więcej, od znajomych, którzy wyjeżdżali, dostaliśmy np. kredens. Zapisałam się do Wyższej Szkoły Handlu Morskiego. Zakupy robiłam na ul. 3 Maja, tam były sklepy spożywcze, była mleczarnia, gdzie dostawało się mleko z bańki. W 07. 1946 r. wyszłam za mąż. Jerzy, podobnie jak ja, był studentem WSHM. W 02. 1947 r. urodził nam się syn, Janusz. W 04. 1950 r. urodziła się córka Małgorzata, a cztery lata później, w 06. 1954 r. drugi syn, Ryszard.
Od 68 lat mieszkam w Sopocie.
Sopot w latach 1945-48.
(Zapis wywiadu powstał po przeprowadzonej rozmowie z Panią Aliną Figarską.)
Reporter: -Dzień dobry.
Pani Alina: -Dzień dobry.
R: -Dziś chciałbym porozmawiać z Panią, o tym jak wyglądało Pani życie w Sopocie w latach 1945-48.
P.A: -Chętnie opowiem.
R:-W takim razie, moje pierwsze pytanie:
Czy przyjechała Pani do Sopotu, czy już tu Pani mieszkała?
P.A: -Przyjechałam tu 11 maja w 1945 roku.
R: -Ile lat Pani wtedy miała?
P.A: -24.
R: -Co spowodowało przyjazd do Sopotu?
P.A: -Praca. Służyłam wtedy w 62 szpitalu ewakuacyjnym, więc moim zadaniem było pomaganie chorym żołnierzom. Jechaliśmy pociągiem transportowym za frontem przez Sopot, gdy skończyła się wojna. Zostaliśmy w tym mieście. Mieszkania mieliśmy zapewnione przez jednostkę wojskową.
R: -Czy w tym czasie Niemcy wyjeżdżali z Sopotu?
P.A: -Tak. Mnóstwo Niemców było wywożonych wszelkimi sposobami.
R: -Jakie było pierwsze wrażenie po przyjeździe?
P.A: -Wrażenie było bardzo pozytywne. Sopot wydał mi się bardzo ładnym miastem.
R: -Jak wyglądały początki powojennego życia kulturalnego?
P.A: -Życie kulturalne zaczynało się dosyć szybko. Już w lecie 1945r. zorganizowano zawody tenisa ziemnego. W sali kina ,,Polonia” odbywały się koncerty muzyki poważnej.
R: -Jak spędzała Pani czas wolny?
P.A: -Miałam mało wolnego czasu z powodu mojej pracy w szpitalu. Jeśli znalazłam wolną chwilę, jeździłam na rowerze. Zwiedzałam na nim całe Trójmiasto, najczęściej Gdańsk.
W lecie otwarto cukiernię na Grunwaldzkiej i często jadłam tam ciastka. Chodziłam również do lasów. Znajdowałam tam okopy.
R: -W Sopocie znajdowały się jakieś powojenne cmentarze?
P.A: -Tak. Jeden. Cmentarz żołnierzy radzieckich.
R: -Czy szybko otwierano urzędy państwowe?
P.A: -Tak. Niedługo po moim przyjeździe działały już wszystkie państwowe urzędy w Sopocie.
R: -Dużo ludzi przyjeżdżało do Sopotu?
P.A: -Miasto szybko się zaludniało. Ludzie dostawali przydziały na pozostawione po Niemcach mieszkania.
R: -Czy w Sopocie powstawały szkoły?
P.A: -1 września 1945 roku, na ulicy Książąt Pomorskich otarto gimnazjum w gmachu dawnego gimnazjum niemieckiego, w którym przez parę miesięcy znajdował się szpital.
R: -Uczyła się Pani w Sopocie?
P.A: -W 1946 roku zdałam egzamin do Wyższej Szkoły Handlu Morskiego na ul. Armii Krajowej, gdzie obecnie znajduje się uniwersytet.
R: -Skąd pochodzili uczący w niej nauczyciele?
P.A: -Profesorów sprowadzano m.in. z Warszawy i z Krakowa. Od października 1946 roku Wyższa Szkoła Handlu Morskiego była już zorganizowana.
R: -Ukończyła Pani tę szkołę?
P.A: -Nie. Wyszłam za mąż w 1946r., a w 1947r. urodziłam syna i musiałam się nim zajmować, więc nie miałam czasu na naukę.
R: -Czy w tym czasie w Sopocie działały kościoły?
P.A: -Owszem. Kościoły działały i wygłaszali w nich kazania polscy księża.
R: -Dużo nowych budynków powstawało w mieście?
P.A: -Nie. Sopot był mało zniszczonym miastem. Na zbombardowanych budynkach powstał pawilon handlowy.
R: -Dużo produktów się w nim znajdowało?
P.A: -Zaopatrzenie było marne, lecz zasadnicze produkty można było kupić. Mimo to trzeba było długo stać w kolejkach.
R: -Mówiła Pani o zbombardowanych budynkach. Co takiego zostało zniszczone?
P.A: -Zbombardowane zostało tylko kasyno oraz fragment centrum miasta.
R: -Czy zniszczenia zostały sprzątnięte?
P.A: -Gruzy zostały usunięte bardzo szybko. Po paru miesiącach nie było po nich śladu.
R: -Czy w Sopocie znajdował się dworzec kolejowy?
P.A: -Tak. Kawałek dworca spalił się 1945r. i odbudowano go w 1947r.
R: -Po urodzeniu dziecka pracowała Pani w Sopocie?
P.A: -Nie mogłam. Musiałam zajmować się synem i domem. Mój mąż pracował.
R: -Czy w okresie lat 1945-48 działała sopocka gazeta?
P.A: -Nie, ale za to w Gdyni wydawany był Dziennik Bałtycki.
R: -Dziękuję, to już wszystkie pytania. Do widzenia.
P.A: -Do widzenia.
*Praca konkursowa – Szymon Koruba, Szkoła Podstawowa nr 8 im. Jana Matejki w Sopocie