Przyjechałam po Powstaniu z Warszawy, byłam takie dziecko jeszcze przelęknione. W Warszawie bardzo dużo przeżyłam, Powstanie bardzo ciężko się przeżyło. Mieszkałam na Saskiej Kępie i tylko dlatego jakoś ocalałam, Warszawa cała była zburzona. Nasz dom kilka pocisków miał był cały podziurawiony, obok taki domeczek był mały cały zburzony. Przyjechałam do Sopotu, zamieszkałam na Placu Wolności 9/12, na parterze. Jak przyjechałam w tym domu byli jeszcze Niemcy, ale bardzo dobrzy ludzie, cieszyli się, przyjęli serdecznie, ale też przelęknieni. Przyjechałam z ciocią, nie miałam rodziców, myślałam ze rodzice zaginęli w czasie II Wojny Światowej. Ewakuowali wszystkich Niemców, wracali do Niemiec, oni musieli też pojechać do Niemiec. Pożegnali się z nami serdecznie, życzyli wszystkiego dobrego, myśmy ich żałowali oni nas. W tym domu mieszkałam jeszcze trzy lata, z ciocią to różnie było, z gotowaniem też ciężko było, ciocia wielka pani, do gotowania się bardzo nie nadawała, trzeba było cioci pomagać. Dużo ludzi tam nie było, mieszkali jacyś ludzie, to prosiliśmy żeby pomagali, ciocia trochę gotowała, trochę nie gotowała. Trochę głodu było, ale ciocia umiała też dobrze coś ugotować, rzadko się to zdarzało.Dużo nie pamiętam. Chodziłam na spacer, bardzo mi się podobało molo i Sopot w ogóle bardzo mi się podobał, ale dużo też nie chodziłam byłam wiele na podwórku. Bardzo mało się bawiłam, dzieci tam nie było, byłam sama. Do szkoły chodziłam do szkoły podstawowej, na ulicy Kościuszki, nie tak dobrze mi szło, byłam głodna, tak łatwo nie dawałam sobie rady. Miałam koleżanki Basię Beksiak, trochę mi pomagała, jest do tej pory Pani Bąkowska, tutaj była w Święta. W 1947 roku się przeprowadziłam na Kościuszki 68, w tym domu mieszkali państwo Ciaś. Były trzy pokoje, które mi umeblowali za pieniądze cioci, księża pomagali, ciocia się również przeprowadziła. Chodziłam do szkoły, zdałam maturę, poszłam na medycynę. Byłam dwa lata na medycynie, na medycynę się nie nadawałam, w ogóle się tak nie nadawałam i po dwóch latach przerwałam naukę. Ciocia bardzo cierpiała że się nie udało, chciała żebym została lekarzem i sama zachorowała na serce i odeszła. W pamięci najbardziej utkwiła mi z tamtego okresu serdeczność Niemców, zawsze się ich bałam byli tacy niedobrzy w tej Warszawie, a tu w Sopocie oni byli serdeczni, dobrzy, pokazali mi książki, dali mi takie ładne książki, z figurą Niemki matki, ja to potem komuś dałam, byli serdeczni bardzo, ale też musieli opuścić Sopot. Wiele dobrego w tych latach nie miałam.