Lesław Łyczkowski, urodzony 30 lipca1925 roku we Lwowie. Został wysiedlony ze Lwowa i przeprowadził się w 1946 do Sopotu. Tam kontynuował swoją edukacje. Ukończył wyższą szkołę ekonomiczną w Sopocie oraz Politechnikę Gdańską na wydziale budownictwa lądowego. Obecnie mieszka we Wrzeszczu.
Czy jest Pan rodowitym Sopocianinem?
O nie, nie. Do Sopotu przyjechałem dopiero w 1946 roku.
W takim radzie skąd Pan pochodzi ?
Pochodzę bardzo pięknego miasta - Lwowa. Niestety nie należy już ono do Polski.
Czy ma Pan jakieś miłe wspomnienia związane z Lwowem?
To były cudowne czasy! Dzieciństwo, szkoła, nie było żadnych konfliktów... Tamten okres był bardzo radosny. Lwów był wtedy piękny, było wiele miejsc, do których można było zajść. Trudno zdecydować co było najpiękniejsze.
Jak wyglądało Pana życie po przeprowadzce się do Sopotu?
Do Sopotu przyjechałem 1945 roku jakoś pod koniec października. Sopot był spokojnym cichutkim miastem. W momencie kiedy zostaliśmy wysiedleni z Lwowa zatrzymałem się w Tarnowie. Ukończyłem tam tylko pierwszą klasę liceum a po przyjeździe nad morze od razu zapisałem się drugiej licealnej im. Bolesława Chrobrego. Mam z tamtego okresu wspaniałe wspomnienia! Urocza pani profesor Kozub uczyła tam propedeutyki filozofii. Pani profesor Moskal fizyki i oczywiście niezapomniana pani profesor Pękalska, która uczyła polskiego. Jej wykłady to była jedna wielka poezja, tego słuchało się z ogromnym szacunkiem! Panie, które wymieniłem były przyjaciółkami. Po wojnie byliśmy małą klasą a spotkaliśmy się ze szczególna z ich strony troską. W lutym w 1947 jako pierwszy zdawałem maturę właśnie "u Chrobrego".
Dodam jeszcze, że naszym opiekunem był profesor Tranaski, który był jednocześnie wizytatorem, wykładowcą i profesorem Politechniki Gdańskiej. Wykładał on na wydziale chemii i matematyki.
Pamiętam Pan z czego dokładnie zdawał maturę? Teraz jest już trochę inaczej.
Wydaje mi się, że było pisemny polski, pisemna matematyka oraz ustna matematyka. Nie pamiętam czy był ustny polski ale kojarzę, że zdawałem fizykę.
Czy na maturze zdawało się jakiś drugi język?
Nie, ale miałem łacinę i angielski na wykładach.
Jak wyglądał wtedy Sopot?
Ehh, trudno powiedzieć. Moje pierwsze wspomnienia dotyczą peronu. Stacyjka, mała stacyjka Sopot. Utkwiły mi również w pamięci wędzone ryby, które zobaczyłem na obecnej ulicy Monte Cassino. Pamiętam, że bardzo chciałem zobaczyć morze. Zamiast do mego wuja, który mieszkał już od maja w Sopocie popędziłem na molo. Po raz pierwszy w życiu zobaczyłem morze, zrobiło to na mnie ogromne wrażenie.
Wylądowałem również w dawnym hotelu nadmorskim. Maleńka uliczka ogrodowa, szereg rybackich domków, może jedno czy dwu rodzinnych... Dziś, wszystkie są już wyburzone. Na ich miejscu stoją teraz piękne wille. Przedtem było to urocze miejsce, mówiłem na to "wille rozpaczy"
Ogólnie Sopocie był bardzo spokojnym i cichutkim miasteczkiem, do którego w miarę upływu kolejnych lat przybywało coraz więcej gości. Wrażenie robił spalone kasyno. Bardzo szybko, jakoś w roku 1948 albo 1949 postawiono przy wejściu na molo pawilon piwny. To był jedyny okazały budynek, który wtedy wybudowano. Dziś nie zostało już po nim ani śladu. Rozebrano nawet wstrętny barak, który znajdował się przy ulicy Powstańców Warszawy. Na jego miejsce zbudowano hotel a później dom zdrojowy. Sopot jest dziś dla mnie nie do poznania. To już nie jest to samo miasto. Przed wojną słynęło ze swej urody, na szczęście dziś wraca już chyba ta wspaniała wizytówka Sopotu.
Czy pamięta Pan jakieś miejsca, w których spotykał się Pan ze znajomymi?
Ooo, tego było bardzo dużo! Byliśmy młodzi, już powiedzmy dorośli... Istniał szereg miejsc, do których zachodziliśmy. Przede wszystkim była to plaża, która nas wszystkich zachwycała.
Czy może wspomnieć Pan o jakiś najważniejszych wydarzeniach z tamtego okresu?
Trudno mi jest sobie to wszystko przypomnieć jednak przede wszystkim było to chyba ukończeniu politechniki. Pozwoliło mi to jakoś samodzielnie żyć.
Jak było z jedzeniem?
Z jedzeniem było bardzo różnie. Jadło się to, co powiedzmy w polskiej tradycji się je. Przede wszystkim to co można było dostać w sklepie. Należy przypomnieć, że był to ciężki okres. Sopot charakteryzował się tym, że miał szereg małych sklepików, przeróżnych spożywczych, niespożywczych. Nie było specjalnie alkoholowych ale były takie sklepy, które nazywały się PCH, to była państwowa centrala handlowa. Potem zostały wyparte przez miejski handel detaliczny - tak zwane MHD. Następnie, sklepy te zostały sukcesywnie likwidowane. Rozwijały się państwowe sklepy ponieważ nasze państwo nie chętnie widziało tę prywatną inicjatywę. Także okres, w którym wszystko było na kartki był bardzo nieciekawy. Nie zaspakajały one potrzeb mieszkańców, tylko zapewniały namiastkę podstawowych produktów takich jak masło, cukier czy chleb. Uważam jednak, że Polacy są bardzo przedsiębiorczy i dawali sobie radę także nie odczuwało się tego jakoś specjalnie, ale trzeba przyznać, że było ciężko. Przeżyliśmy także po latach trudno jest już narzekać. Ważne, że jest przed nami lepsza przyszłość.
A czy panowała wtedy jakaś moda?
Tak tak! Pamiętam, że były wtedy takie długie marynary Wyglądały trochę jak szlafrok. Taka marynarka miała kieszenie na zewnątrz i był to szczyt elegancji. Wąziutkie spodnie, długa marynara... to chyba miało nawet jakąś swoją nazwę.
Były jeszcze takie skarpetki w kratkę. Barwne, biniarskie się nazywał. Ja sam byłem szanującym się panem i nie nosiłem takich skarpetek ale miałem tę długą marynarę Pamiętam jeszcze, że modne był marynarskie kurtki z kapturem wiec kto nie mógł sobie takiej zafundować szył kurtkę z koców. Buty były na potrójnej podeszwie, musiały być koniecznie szyte. Kończył się okres chodzenia w butach z cholewami, teraz już się nie spotyka ludzi, którzy by w takich chodzili.
Jakie szkoły były w Sopocie gdy Pan tam mieszkał?
Szkoła nosiła inną nazwę, została chyba przemianowana na wyższą szkołę ekonomiczną. Obecnie jest to Uniwersytet Gdański, tę szkołę czyli WSHM kończyło bardzo wielu ludzi, którym brakowało powiedzmy jeszcze jakiegoś dokształcenia. Zajmowali bardzo poważne stanowiska nie tylko tutaj w Sopocie ale ogólnie w ówczesnej rzeczywistości. Była również szkoła plastyczna, z której wywodziło się wielu znanych artystów, chociażby autorem pomnika
Piłsudskiego w Warszawie, jest jej absolwent - Tadeusz Łodziana.
Piekne były te młodzieńcze lata, beztroskie... niestety minęły jak całe życie nasze mija.

*Praca konkursowa - Marta Jóźwiak, Dominika Cobel, II Liceum Ogólnokształcące im. Bolesława Chrobrego w Sopocie