Jak to zatytułować? Moja uliczka i okolice, a na nich moje szczęśliwe dzieciństwo i młodość. A może moja mała ojczyzna (dlaczego nie), może mój matecznik (bardzo mi się podoba). Karl Dedecius zaproponowałby moja matczyzna (pięknie, prawda). Ale do rzeczy.
DLACZEGO SOPOT
Urodziłem się 23 września 1945 roku w Sopocie przy ulicy Berka Joselewicza 18 m 4. Dlaczego tam, a nie gdzie indziej? To nie był do końca przypadek. Rodzina mojej Mamy ( z domu Wojciechowska) pochodzi z Częstochowy. Taty z Łodzi, ale mój Dziadek Michalczewski był niespokojnym duchem zajętym interesami, które nosiły Go po Polsce. Przed i w czasie I wojny światowej był na terenie Zagłębia, gdzie poznał moją Babcię, ożenił się i mieli czworo dzieci: Alinę, Lucjana, Jadwigę i mojego Tatę Tadeusza. Po wojnie Dziadkowie z dziećmi mieszkali kolejno: w Grudziądzu, w Białymstoku i w Gdyni. Do Gdyni rodzina moja przyjechała w 1934 lub 1935 roku. Zamieszkali początkowo w Orłowie a później na wzgórzu Focha. W 1938 roku mój Tata zdał maturę w Prywatnym Gimnazjum Towarzystwa Szkoły Średniej w Gdyni i wstąpił do Szkoły Podchorążych Konnej Artylerii Lekkiej w Zambrowie, po ukończeniu której miał rozpocząć studia na wydziale architektury Politechniki w Gdańsku. Niestety wybuch II wojny światowej pokrzyżował plany. We wrześniu Tata jako kapral podchorąży walczył w Armii Kraków. Po klęsce dostał się do niemieckiej niewoli. Dziadkowie Michalczewscy, krótko po wkroczeniu Niemców do Gdyni, zostali przymusowo wysiedleni tylko z bagażem ręcznym. Jak wielu innych i ich wsadzono do pociągu i wysłano na południe do późniejszej Generalnej Guberni. Dziadkowie z pozostałymi dziećmi zatrzymali się w Częstochowie. Tata po zwolnieniu z niewoli (niemiecki lekarz w konspiracji z Polakami dawał lewe zaświadczenia o rzekomo ciężkich chorobach) przyjechał do rodziców do Częstochowy. Tam poznał moją Mamę i pobrali się w grudniu 1941 roku. W 1943 urodziła się moja siostra Nina. Po wyzwoleniu przez sowietów Częstochowy Tata musiał się ukrywać. Cały czas myślał o powrocie do Gdyni. Najpierw pojechał do stryja do Łodzi, a jak tylko wyzwolono Gdynię, pojechał tam. Mieszkanie w Gdyni nie nadawało się do zamieszkania, ale Sopot był niezamieszkały po ucieczce Niemców. Tata ze swoim ojcem, bratem i szwagierką Jadwigą Wojciechowską zajęli cztery mieszkania. Dziadek z żoną i córkami i stryj z rodziną zajęli mieszkania na ulicy Mierosławskiego. Moja Babcia z córką i synem zajęli mieszkanie przy ulicy Berka Joselewicz 18 m 5, a moi rodzice piętro niżej mieszkanie nr 4, gdzie wkrótce się urodziłem . W 1949 urodził się mój brat Lech, ale już w szpitalu w Gdyni. Dziadkowie i stryj na przełomie roku 45/46 wyjechali do Olsztyna, gdzie moja stryjeczna siostra mieszka do dziś.
OKOLICA
Uliczka Berka Joselewicz była jedną z ostatnich zabudowanych ulic w Sopocie. Za nią były tylko niezabudowany odcinek ulicy Łokietka, niezabudowana ulica Polna (jako jedyna ulica w Sopocie ma taka samą nazwę jak przed wojna) oraz ulica Architektów, na której stały cztery domy wielorodzinne. Ulicą Łokietka dojeżdżało się do śmietniska (dzisiaj osiedle domów jednorodzinnych). Pola ciągnące się od ulic Langiewicza i Polnej w stronę Oliwy były użytkowane jako pola rolnicze. Rosły tam ziemniaki, zboża. Druga droga do śmietniska to nienazwany trakt poniżej skarpy od ulicy Polnej. Układ urbanistyczny okolicy zaczął się zmieniać w połowie lat 50. Powstało osiedle „nauczycielskie” między ulicami Polną i Langiewicza. Osiedle to projektował mój Tata, kierownikiem budowy był mój Dziadek Marian Michalczewski. Domy były budowane z elementów trzcinowo- drewnianych wykonanych w fabryce domów w Mikołajkach. Technologia ta była opracowana i opatentowana przez mojego Dziadka i Tatę. Na ulicy Polnej do skarpy budowali domy indywidualni właściciele, często mieszkańcy ul. Berka Joselewicza i Architektów. Na rogu Polnej i Łokietka powstało osiedle „stoczniowców” Na początku lat 60. zaczęto budować domy na przedłużeniu ulicy Berka Joselewicz (dzisiaj ulica Sportowa). Końcowy odcinek ulicy Polnej - od skarpy w stronę morza - wyglądał zupełnie inaczej. Od strony południowej przy płocie z działkami była ulica pokryta żużlem. Po drugiej stronie ulicy był rów z wodą, a za nim ścieżka położona trochę niżej szerokości około 3 metrów i dalej płot ogrodnictwa (tak to nazywaliśmy). Berka Joselewicza jest uliczką w kształcie litery T, ślepy odcinek nazywaliśmy „za zakrętem”. Na tyłach domów „za zakrętem”, za rzeźnią i za warsztatami samochodowymi (równolegle do Łokietka) była ścieżka którą dochodziliśmy do „skrzyżowania” ze ścieżkami od ulicy Łokietka prowadzącej do ul. Bitwy pod Płowcami, od której były odnogi do ulic Okrzei i Białkowskiego (dzisiaj Karlikowska). Najważniejszym obiektem w okolicy była rzeźnia. Pamiętam stada bydła prowadzone na ubój od towarowej stacji kolejowej między wtedy jeszcze ulicą 3–go Maja (zmieniono na Dzierżyńskiego i powrócono do 3-go Maja) a ulicą Jana z Kolna. Pędzono ulicami: Jana z Kolna, Racławicką Mierosławskiego prosto do bram rzeźni. Z bydłem mam jeszcze jedno wspomnienie. Ulicą Polną codziennie rano (od wiosny do jesieni) szło stado krów. Pastuch prowadził krowy „zbierane” od lasu (okolice pętli tramwajowo-trolejbusowej) ulicą Jana z Kolna, Polną na łąki nadmorskie, tam gdzie dzisiaj zbudowano ekskluzywne hotele. Ostatnia krowa to była krowa państwa Szwabe z naszej uliczki. Przy wielu okolicznych domach stały chlewiki, gdzie trzymano świnie i czasami drób. Sklep spożywczy był na ulicy Łokietka w budynku na rogu z ulicą Berka Joselewicza. Sklep - chyba prywatny - prowadzili państwo Rozenfeldowie ( mieli córkę Klarę i trzech synów). Szybko jednak zniknął i na jego miejscu otwarto sklep „Społem”.
Pod koniec lat 50. sklep ten przeniesiono na drugą stronę ulicy, a w lokalu otwarto świetlicę i bibliotekę. Oprócz książek stał tam stół do ping-ponga. Biblioteka była przez nas często odwiedzana (niestety głównie przez ten stół). Obok sklepu był duży budynek, który często zmieniał przeznaczenie. Pamiętam, była tam między innymi szkoła ogrodnicza.
Za budynkiem było boisko, na którym chłopaki z okolicy grali w piłkę nożną, między sobą, ale też często z chłopcami ze szkoły ogrodniczej. Starsi ode mnie chłopcy grali bardzo często w palanta (czasami dopuszczając nas do zabawy). Gra odbywała się na pustym jeszcze wtedy rogu ulic Polnej i Łokietka obok sklepu spożywczego.
MOJA ULICZKA
Przy wlocie na moją (i nie tylko moją) ulicę stały i stoją nadal dwa dwupiętrowe budynki mające adres ulicy Łokietka. Numeracja budynków jest nietypowa, albowiem numery idą jak gdyby w kółko. Na ulicy był jeden duży budynek 3- lub 4- piętrowy trafiony pociskiem i zburzony w środku. Sterczały tylko ściany, stropów nie było. Dom zburzono w połowie lat 50. Była to tak zwana „spalonka”. Na początku wybudowano w tym miejscu nowy budynek wielopiętrowy. Wszystkie budynki na naszej ulicy były kwaterunkowe Z powodu braku mieszkań dokwaterowywano lokatorów i dlatego niemalże w każdym domu czy lokalu, w zasadzie jednorodzinnym, mieszkały dwie lub więcej rodzin.
Numer 1
Stał tam dom jednopiętrowy z wejściem do części mieszkalnej z boku. Od frontu po schodkach można było wejść do pomieszczenia, które chyba kiedyś było sklepem. Za budynkiem było duże podwórko z budynkami gospodarczymi. Była też mała obórka, gdzie trzymano krowę. Kupowaliśmy tam mleko. W budynku kiedyś musiał być sklep, gdyż od ulicy po schodkach wejść można było do osobnego pomieszczenia. Mieszkali tam państwo Szwabe. Mieszkali tam jeszcze przed wojną. Mieli syna i chyba dwie córki. W tym domu mieszkały również rodziny dokwaterowane. Pamiętam rodzinę Tadeusza Mrajskiego. Był synem znanego konstruktora samochodów. W czasie wojny przebywał w Anglii, był podobno najmłodszym polskim kapitanem w marynarce handlowej. Przyjechał do Polski z żoną Ivy (fonetycznie brzmiało to ajwi) i córką Anitą (na początku lat 60. była popularna piosenkarką big-bitową), pod koniec lat 40. urodziła się ich córka Paulina. Na początku lat 50. wyprowadzili się. Mieszkała w tym domu pani Lisowa, która uczyła mnie przez krótki okres języka niemieckiego.
Numer 2 i 3 (bliźniak). Takie same domy miały numery: 6 i 7, 8 i 9, 10 i 11, 12 i 13. Na parterze był przedpokój, z którego wchodziło się po schodach na piętro, gdzie był pokój i ubikacja, z przedpokoju wchodziło się również do pokoju i kuchni. Z pokoju było przejście do drugiego pokoju, a z niego do kuchni. Z kuchni wychodziło się do małego korytarzyka, z którego było wejście do ubikacji i wyjście na podwórko. W domkach nie było łazienek. W niektórych rozbudowywano ubikację i robiono z niej łazienkę.
Numer 2
Mieszkali tu państwo Szafrańscy z córka Lusią i synem Jankiem. Janek był chory (opóźniony w rozwoju), praktycznie nie wychodził poza podwórko, ale jeszcze w połowie lat 50. widziałem go samego na molo w czasie Święta Morza. Teraz mieszka tam syn Lusi z rodziną.
Numer 3
Na parterze mieszkała pani Polakiewicz z synem Bogdanem. Był żeglarzem. Zagiął na Morzu Północnym na jachcie „Janosik”, którego był kapitanem. A na piętrze mieszkała pani Molik z córką i synem Kazikiem. W drugiej połowie lat 50. pani Polakiewicz zamieniła się na mieszkania z państwem Cichockimi, którzy mieszkali pod numerem 18 m 3.
Po wyprowadzeniu się pani Polakiewicz, wprowadziła się rodzina Molików. Pani Cichocka po śmierci męża wyszła powtórnie za mąż za pana Droszcza. Zamieszkali wspólnie z dwiema córkami pana Droszcza. Zajmowali całą połowę bliźniaka.
Numer 4
Pomieszczenie gospodarcze, w którym stał magiel i cofnięty nieco piętrowy budynek mieszkalny, gdzie mieszkały dwie rodziny.
Na parterze państwo Gruba. Pan Gruba był latarnikiem i w czasie gdy na naszej uliczce były lampy gazowe codziennie rano gasił, a wieczorem zapalał latarnie. Na pietrze mieszkała pani Jurgiewicz z córką i synem Stanisławem, który był serdecznym przyjacielem mojego wujka. Pani Jurgiewicz wyszła później za mąż za sympatycznego pana, który uczył mnie jeździć na motorowerze „Ryś”.
Numer 5
Poplątany budynek połączony ścianą z numerem 4 był budynkiem narożnym. Częściowo piętrowy. Mieszkało tam wiele rodzin. Państwo Kaletowie z córką i zięciem Szydłowskim. Państwo Szydłowscy mieli dwoje dzieci Ulę i Janusza (zginął na promie „Heweliusz”). Wejście do ich mieszkania było naprzeciwko nr 16. W wejściu do pozostałych mieszkań pod tym numerem było „za zakrętem” Mieszkali tam: Pani Molęda z córką, państwo Kotowiczowie z dwiema córkami, oraz rodzina Brzeskich w której było kilkoro dzieci. Na pewno Jerzyk, Tadeusz, Marek i dziewczynka. Mieszkali tam również państwo Sobieraj z dwójką dzieci. Pan Sobieraj był dokerem. Później w tym miejscu zamieszkali państwo Pietrasowie z dwiema córkami. Pan Pietras był znanym sopockim krawcem, miał zakład na rogu 3-go Maja i Grunwaldzkiej. Państwo Pietrasowi po wybudowaniu domu na miejscu „spalonki” przeprowadzili się tam.
Numer 6
Na parterze państwo Suchora z Wiesiem (moim równolatkiem i serdecznym przyjacielem) i Pauliną. Na piętrze państwo Stromscy. Pan Stromski w chlewiku na podwórku hodował świnie. Chodził z wózkiem, na którym stały beczki pełne zlewek, które zbierał w stołówkach. Zlewkami tymi karmił świnie. Państwo Suchora na początku lat 60. przeprowadzili się pod numer13.
Numer 7
Na parterze mieszkali państwo (nazwiska nie pamiętam, chyba Skowrońscy), mieli córkę. Ten pan był artystą, wykonywał witraże w kościele św. Michała (w kościele dolnym). Witraży tych już nie ma. Na piętrze mieszkali państwo Jaśkiewiczowie z dwiema córkami i synem Mirkiem. Jedna z córek wyszła za mąż za oficera Marynarki Wojennej.
Numer 8
Na parterze mieszkali państwo Ceynowa, mieli syna i córkę. Ona był krawcową i „obszywała” cała okolicę (moja rodzinę również). Na początku lat 60. wyprowadzili się i zamieszkali na ulicy Monte Cassino koło lodziarni „Capri”. Wprowadzili się wtedy państwo Kaczmarscy z dwoma synami. Na piętrze mieszkali państwo Orłowscy z synem i córką.
Numer 9
Mieszkał liczna rodzina Heweltów. Mieli córkę i kilku synów. Na podwórku hodowano świnie i chyba była tam również przez jakiś czas krowa.
Numer 10
Na parterze mieszkała pani Maruda z synem Piotrkiem, Świetnie grał w nogę i w palanta. Hodował gołębie.
Numer 11
Niestety nic nie pamiętam.
Numer 12
Mieszkała tam rodzina autochtonów o nazwisku Wolf. Kolegowałem się z ich synem o imieniu Woli. Jeszcze w latach 50. wyjechali, chyba do Niemiec. Kto tam zamieszkał, nie pamiętam.
Numer 13
Mieszkała pani Glazikowa (czy z mężem?, nie pamiętam) z córką i synem, który w latach 50. był czołowym polskim bokserem wagi papierowej. Na początku lat 60. wprowadzili się tam państwo Suchorowie spod numeru 6.
Numer 14/15
„Spalonka” 3 lub 4-piętrowa trafiona pociskiem. Były tylko mury zewnętrzne. W ogrodzie rosło kilka drzew owocowych. Był to teren zabaw okolicznych dzieci. Owoce drzew owocowych nigdy nie zdążyły się zarumienić. Zjadaliśmy jeszcze zielone i strasznie kwaśne . Nikt nie miał kłopotów żołądkowych. Po świniobiciu w okolicznych chlewikach na terenie spalonki wędzono wyroby. W połowie lat 50. zburzono mury. Robotnik osłabiał ściany uderzając w nie dużym młotem. Drugi robotnik pilnował i ostrzegał przed spadającymi ze szczytu cegłami. Do szczytów budynku mocowano grube liny, drugi koniec przywiązywano do wbitych w ziemię palików. Napiętą linę rozhuśtywano, mur odchylał się od pionu coraz bardziej i w końcu upadał. Rozbiórkowe cegły użyto do budowy okolicznych domów. Na początku lat 60. w tym miejscu zbudowano nowy dom.
Dwa bloki dwupiętrowe podpiwniczone o dwóch klatkach schodowych, każda po 5 mieszkań i strych. Mieszkania trzypokojowe (jeden tak zwany mały)z kuchnią i łazienką. Do każdego mieszkania przynależały po dwie piwnice. W tych mieszkaniach często dwa pokoje zajmowała jedna rodzina, a najmniejszy inna (z reguły była to osoba samotna)
Numer 16
Mieszkanie 1. Mieszkała pani Apolonia Kowalska z córka Ewą, która mieszka tam do dzisiaj. Mieszkała tam tez z nimi pani Lewandowska. Po śmierci Apolonii kwaterunek do jednego z pokoi dokwaterowywał kolejno panów Nowak, Jasik i Jeznach.
Mieszkanie 2. Państwo Zibert z synem, a następnie państwo Żakiewicz z synem, a potem państwo Badowscy z synem.
Mieszkanie 3. Państwo Wyszomirscy z córką Krystyną i zięciem (Gagulewiczowie). Państwo Gagulewiczowie mieli syna Czesia i córkę. Pan Wyszomirski był szoferem.
Mieszkanie 4. Państwo Polaczkowie z córką Heleną i zięciem(Łapkowscy). Mieszkanie kupiono od pana Dąbrowy, który wkrótce się wyprowadził. Państwo Łapkowscy mieli synów Jędrka i Leszka. Pani Stefania Polaczek w chlewiku na podwórku hodował świnki Pan Teofil Polaczek 10 kur. Po świniobiciu wyroby wędził na „spalonce”. hodował świnki Po rozwodzie pani Helena wyszła za maż za pana Romana Marskiego. Mieszka tam teraz Leszek.
Mieszkanie 5. Mieszkały dwie siostry Szola pani Sas Jedna z nich o imieniu Tekla rozwoziła mleko (jak kobieta pracująca w serialu „Czterdziestolatek”). Po nich mieszkali tam państwo Boruszewscy, a obecnie państwo Borkowscy. Na części strychu powyżej nr 5 wybudowali mieszkanie dla syna
Numer 17
Mieszkanie 1. Państwo Stolcowie z synem i trzema córkami, Małgosią, Basią i Ewą. Pan Stolc pracował w gazowni. Państwo Stolcowie przeprowadzili się do zbudowanego przez siebie domu na rogu ulic Architektów i Polnej. W mieszkaniu mieszka Małgosia.
Mieszkanie 2. Państwo Popławscy z Iloną i Leszkiem. Pan Popławski był aktorem. Na początku lat 50. pracował w teatrze w Gdyni. [W wystawianej sztuce były dwie role dziecięce. Będąc w pierwszej klasie szkoły podstawowej dodatkowo przez rok byłem aktorem. Drugą dziecięcą rolę grała znana dziś aktorka Jola Lothe. Sztuka miała tytuł „Proces” (ale nie Kafki), socrealistyczna. Grali w niej między innymi Wanda Stanisławska-Lothe (Pani Mamoniowa w „Rejsie”)Zdzisław Karczewski John z „Samych swoich”), Iga Mayr ( Mama z „Człowieka z M-3”) jej siostra Zofia, Jerzy Woźniak – Ernz (znany aktor w Toruniu), pan Popławski]. Po rozwodzie państwa Popławskich Leszek z Tata pojechał do Bielsko-Białej. Leszek został aktorem pracował w teatrze lalek. Pani Popławska wyszła za mąż za pana Łakomiaka. W mieszkaniu mieszka córka Ilony.
Mieszkanie 3. Państwo Zabroccy (a może przez dz) z córką (naszą rówieśniczką)
Mieszkanie 4. Państwo Staniszewscy z synami Jerzykiem i Andrzejem. Pani Staniszewska miała w kurniku na podwórku kilka kur. Współlokatorem była pani Myszke.
Mieszkanie 5. W latach 50/60. mieszkali państwo Hoffmannowie z synem i córką. Pani Hoffmannowa był lekarzem chirurgiem. Pan Marian inżynierem elektrykiem pasjonatem i znanym hydroelektrykiem. Jego ojciec Alfons był twórca polskiej hydroelektryki w wolnej Polsce.
Numer 18
Mieszkanie 1. Państwo Jabłonowscy z synem Andrzejem dziecięcym mistrzem budowania z piasku. W końcu lat 50. po zamianie mieszkań zamieszkali tu państwo Jaworscy z sześcioma synami: Heniem, Józkiem, Zygmuntem, Gieniem, Jerzykiem i Jasiem „ino pank” (tak wołał, gdy trafił w piłkę grając w palanta) Pan Jaworski był stolarzem, pracował na kolei. W piwnicy miał warsztat stolarski. Godzinami podgadaliśmy przez okienko jak pracuje.
Mieszkanie 2. Tuż po wojnie mieszkali tam Andrzej Żupański z żona i córką, oraz jego brat Tadeusz. Andrzej i Tadeusz w Warszawie w czasie wojny brali udział w słynnej akcji żołnierzy AK zwanej akcja „Góral” lub „akcja na 100 milionów”. Pod koniec lat 40 Żupańscy wyjechali. Mieszkał tam Henryk Andersz z żona Elą oraz synami Krzysiem i Darkiem. W małym pokoju mieszkali różni współlokatorzy.
Mieszkanie 3. Mieszkali państwo Cichoccy (patrz Berka Joselewicz 3), a po zamianie pani Polakiewicz z synem.
Mieszkania 4. Halina i Tadeusz Michalczewscy z Niną, Jurkiem i Lechem. W 1966 Michalczewscy przenieśli się do Warszawy. W mieszkaniu została Maria Wojciechowska. Kwaterunek po dwóch pokoi dokwaterował współlokatorów, państwa Bergerów z córką. Pan Berger był lektorem języka hiszpańskiego w Wyższej Szkole Ekonomicznej.
Mieszkanie 5. Maria Wojciechowska z synem Edwardem ( po ślubie na początku lat 60. wyprowadził się), córką Jadwigą z mężem Zdzisławem Walochem. Państwo Walochowie mieli troje dzieci: Jacka, Grażynę i Paulinę (Lule). Wszystkie dzieci urodziły się na Berka Joselewicz 5, ale każde w innym pokoju.
Numer 19
Numer 1. Państwo Homowie z córką i zięciem (państwo Buńkowie). Państwo Buńkowie mieli dwóch synów: Romana i Henia. Na początku lat 60. wyprowadzili się. Zamieszkali tam państwo Siemieniukowie, którzy mieszkali na ul. Architektów.
Numer 2. Państwo Kabatowie z synami Mieyczkiem, Józkiem i Czesiem (mój najlepszy przyjaciel z podwórka i z klasy). Pan Kabat sympatyczny, uzdolniony artystycznie, niestety alkoholik. Popełnił samobójstwo, otwierając gaz.
Numer 3. Pani Kwiatkowska z synem Jurkiem i córkami Krysią i Mirką. Pod koniec lat 50. wyprowadzili się na ul. Podjazd. Do mieszkania wprowadził się pan Stanisław Sołdek ( ten traser przodownik pracy i dyrektor Stoczni) z żoną i dwoma synami.
Numer 4. Pani Macukiewicz primo voto Ostrowska ( a może na odwrót) z synem Staszkiem Ostrowskim.
Numer 5. Państwo Bartelikowie (reszta klanu mieszkała na Pętli) z adoptowaną córką Ewą. Pan Bartelik był listonoszem. Jego siostra była żona właściciela lodziarni Milano.
To tyle o mojej uliczce. To co zapamiętałem to okres między początkiem lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych . Po zdaniu matury w 1963 roku wyjechałem na studia do Warszawy i mój kontakt z moim matecznikiem był okazjonalny.
W drugiej części opiszę przygody i zabawy mojego dzieciństwa i młodości.