Zofia Serafinowicz (po prawej) z córką Alicją Niewęgłowską i jej mężem, Józefem, Sopot 1961.

 

Amelia Zofia Serafinowicz we wspomnieniu wnuczki, Ewy Niewęgłowskiej Patały.

 

Scharakteryzowanie osób sobie bliskich, których od 50 lat nie ma już wśród żyjących jest niesłychanie trudne. Pamięć wsteczna zaciera wydarzenia przykre, uwypukla to, co można nazwać zaletami.

Nasze życie rodzinne było udane, zgodne i gdyby nie sprawy oboczne, takie jak np. kłopoty mieszkaniowe, można stwierdzić, że było szczęśliwe.

Rodzice byli dobrym, kochającym się małżeństwem, kontakt i stosunki z Babunią były idealne.

Od Babuni – nestorki naszej rodziny, myślę, że trzeba tę charakterystykę zacząć.

Amelia Zofia Serafinowicz była osobą ciepłą, pogodną, życzliwą ludziom, lubianą przez wszystkich, którzy mieli z Nią jakiś kontakt. Niespotykana zbyt często w innych rodzinach byłą Jej „sztama” z zięciem. Czasem opowiadała się po stronie zięcia, a przeciwko córce.

Dla mnie była nie tylko ciepłą, serdeczną Babunią, ale także przyjaciółką, powierniczką, czasem „deską ratunku” przy konfliktach z Mamą.

Właściwie cały dom – prowadzenie gospodarstwa domowego spoczywało na Jej niestrudzonych barkach. I robiła to bez żalu, bez cienia niezadowolenia czy zniechęcenia. Mama pracowała zawodowo, a Babunia zawsze w domu, zawsze „na podorędziu”, w każdej życiowej sytuacji i radosnej i tragicznej. Mimo wieku bardzo o siebie dbała, zawsze elegancka, z nienaganną fryzurą i w delikatnym makijażu. Jej serdeczność i optymizm nieraz potrafiły rozwiać chmury nadchodzącej burzy rodzinnej, bo i takich w życiu nie brakowało.

Pasją Babuni były książki, czytała dużo i różną literaturę, zresztą to zamiłowanie cechowało całą moją Rodzinę i także jest moją.

Ale życie Babuni nie zamykało się między kuchnią, a lekturą. Prowadziła ożywione życie towarzyskie, dużo miała koleżanek i znajomych, przeważnie rówieśniczek. Udzielała się także społecznie, była vice przewodniczącą Sopockiego Związku Emerytów.

Ponieważ w młodości skończyła pensję dla dobrze urodzonych panien, która wszechstronnie kształciła dziewczęta Babunia szyła. I Mama i ja byłyśmy „obszywane” przez zręczne, misterne ręce i maszynę Babuni. Do dzisiaj mam w domu niektóre wytwory Jej umiejętności krawieckich.

Zachowałam w pamięci wizerunek zawsze pogodnej, uśmiechniętej, najukochańszej z Babć świata. Życie nie szczędziło Jej także nieszczęść, straciła dwie córki, o 3 miesiące przeżyła mojego Ojca, którego odejście odczuła boleśnie. Przeżyła trzy wojny, zesłanie na Syberię, Powstanie Warszawskie i popowstańczą tułaczkę po Polsce, a mimo to zachowała właściwą sobie radość życia i pozytywny stosunek nawet do przeciwności losu.

Zmarła 3 miesiące po śmierci mojego Taty, 10.08.1967 r., w wieku 80 lat. Do dziś brakuje mi Jej ciepła, serdeczności i okazywanej mi miłości.